Wspomnienia i przemyślenia na temat zieleni we Włodawie - pani Danuty Tarantowicz.



W 1980 roku zdecydowałam się przenieść z rodzinnego Bytomia do Włodawy, gdzie miałam
szansę na szybsze otrzymanie mieszkania spółdzielczego. Podjęłam pracę w szkole
podstawowej nr 1.

Miasteczko, do którego przyjechałam, zdawało się być położone w parku. Przy wszystkich
niemal ulicach rosły piękne, zadbane, stare drzewa, które wyglądały pięknie w każdej porze
roku. Mnogość ich gatunków świadczyła o rozległej wiedzy osób, które przed laty dbały o ich
nasadzenia. W mieście rosły głogi jednoszyjkowe, głogi dwuszyjkowe - bardzo rzadkie i
wolno rosnące, morwy, kasztanowce, dęby, sosny, brzozy, wierzby, czeremchy, akacje,
jarzębiny, rokitniki, topole - słowem cała apteka, którą można było wykorzystać w leczeniu
różnych schorzeń.

We Włodawie były jesionowe aleje. Latem rosnące wzdłuż nich drzewa dawały cień i służyły
za dom drobnym ptakom śpiewającym. W przeszłości wysuszone liście jesionów
wykorzystywano za dobry pokarm na zimę dla owiec, kóz i bydła rogatego. Podobnie liście
klonów mogły być wykorzystywane jako dobra pasza dla owiec i kóz, a na wsiach klonowych
liści używano również na podkłady do pieczenia chleba, któremu nadawały przyjemny
zapach. Pozyskiwano z tych drzew także syrop.

Przed II wojną światową o nasadzenia drzew i miejską zieleń dbali urzędnicy i robotnicy
zatrudnieni przez hrabiego Zamoyskiego. Od lat 60-tych sprawami zieleni miejskiej, z wielką
dbałością i starannością, zajmował się pan Szyszkowski i podlegli mu pracownicy.
Dzięki ich staraniom miasto było czyste, ukwiecone, bardzo zadbane. Również mieszkańcy
dbali o to, by ich posesje wyglądały pięknie. Włodawa była laureatem wielu konkursów.
Uzyskiwała nagrody i wyróżnienia, w tym tytuł "Mistrza gospodarności".
Na początku lat 80-tych, w ramach alertu, włodawscy harcerze otrzymali zadanie polegające
na opomiarowaniu i sporządzaniu rejestru najpiękniejszych, starych drzew w mieście, które
mogłyby zostać uznane za pomniki przyrody. Opracowane sprawdzenie przekazano
komendantowi hufca, a ten zbiorczą informację przekazał ówczesnym władzom miejskim.
Pewnie utknęła w której z urzędniczych szuflad...
We Włodawie nie ma ani jednego pomnika przyrody…

Pierwszą nadmierną wycinkę drzew, której byłam świadkiem, wykonano 21 kwietnia 1980
roku. W czasie wcześniejszej wichury uległo niewielkiemu zniszczeniu kilka drzew na wprost
internatu przy ZSZ nr 1 we Włodawie. "Profilaktycznie" zlikwidowano całą topolową aleję.
Na przełomie lat 90 i po 2000 roku z ogromnym "upodobaniem" zaczęto niszczyć stare
drzewa. Zamiast właściwej pielęgnacji stosowano zbyt silne cięcia drzew. Doprowadzono do
tego, że drzewa traciły stabilność, łamały się....Inne, a w zasadzie prawie wszystkie drzewa,
zaczęły chorować, były atakowane przez grzyby. Inną metodą "troski” o drzewa było celowe
uszkodzenie kory drzew w u nasady pnia, żeby drzewo uschło. Tak niszczono drzewa dookoła
targu, na wprost hali Sango, starą lipę przy ulicy Tysiąclecia Państwa Polskiego i kilka
innych.

Prawdziwy Armagedon zgotowano 24 czerwca 2016 roku. Nigdy nie zapomnę tej daty.
Wykorzystując, że był to dzień zakończenia roku szkolnego i ludzie byli zajęci innymi
sprawami, postanowiono wbrew woli mieszkańców i różnych stowarzyszeń wyciąć połowę
zabytkowej, jesionowej alei. Biegłam rankiem tamtego dnia z aparatem fotograficznym w
ręku, aby uwiecznić na pamiątkę dla wnuczek rosnące jeszcze wiekowej jesiony, a za mną w
pewnej odległości podążała niszczarka do drzew.

Podobnie nieprzemyślana wycinka drzew miała miejsce kilka lat wcześniej, podczas remontu
nawierzchni ulicy żołnierzy WiN. Wówczas to ścięto pomnikowych rozmiarów topole, na
których gniazdowały kawki i gawrony. Zabrano im miejsce do życia. Przeniosły się więc do
parku, w centrum miasta, stając się"kością niezgody".

Bardzo dotkliwie przeżyłam wycinkę okazałej lipy na rogu ulic Jasnej i Tysiąclecia Państwa
Polskiego, której dokonano jesienią 2017 roku. Mieszkam w tym miejscu od 1984 roku.
Drzewo było na wyciągnięcie ręki.  Przez 33 lata spoglądałam na nie z balkonu. Było piękne.
Latem, kiedy lipa kwitła, unosił się piękny zapach. Drzewo to padła ofiarą "urzędniczego
kłamstwa". Podobno było utrudnieniem dla wjazdu – ale wjazdu na podwórko nie
poszerzono, wymieniono jedynie część starych płytek na nowe. Lipa nie przeszkadzała
również przy pracach drogowych, bo rosła w pewnej odległości od chodnika, którego także
nie poszerzono.

Drzewostanu zniszczonego w tak bezmyślny sposób nie da się już nigdy odtworzyć. Potrzeba
na to trzech pokoleń.

W listopadzie 2018 roku zrobiło mi się przykro i żal, kiedy zobaczyłam, że w Zakopanem pod
stuletnim drzewem na Stulecie Odzyskania Niepodległości składa się kwiaty. We Włodawie
lekką ręką wycina się połowę wiekowej alei, która mogłaby być wizytówką miasta.

Danuta Tarantowicz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rewitalizacja Czworoboku - artykuły

HISTORIA O TYM, JAK MIESZKAŃCY BRONIĄ DRZEW NA WYROST I WIESZAJĄ PSY NA ZDP I WUOZ, czyli po co pytacie i robicie szum?

O książce "Miasto szczęśliwe" Charlesa Montgomery'ego i zielonej dzielnicy Vauban we Fryburgu Bryzgowijskim